Zrzut ekranu 2017-11-13 o 11.46.52

Gadający pluszowy miś, którego plecaczek zaopatrzony jest w serworamię, gadające kukurydze, dziwny podziemny kompleks, absurd i humor. To wszystko znajdziemy w „Maize”, grze, za którą odpowiada kanadyjskie Finish Line Games.

Maize – recenzja

Dzieci kukurydzy

Maize - recenzja2

No dobra – trzeba przyznać, że początkowo grając w „Maize”, spodziewałem się czegoś innego. Opuszczone pole kukurydzy, jakieś dziwne rośliny, które mignęły na początku gry, stary dom, pusty kurnik, to wszystko mogło mówić, że mam do czynienia z horrorem. Pamiętając „Dzieci kukurydzy”, szukałem tutaj podobnych wydarzeń. Okazuje się, że bardzo się myliłem, gra ta jest bowiem abstrakcyjną opowieścią, która porusza wiele kwestii, między innymi sensu życia. Tyle, że każdy jej element jest okraszony głupkowatym humorem. Dzięki temu przez kilka godzin bawimy się naprawdę świetnie.

Labirynt

Maize - recenzja1

Od samego początku nie możemy odwiedzić wszystkich lokacji. Gra wymaga od nas wykonania różnych czynności i dopiero puszcza nas dalej. To trochę ogranicza naszą swobodę i sprawia, że czasami, po prostu gubiąc się, łazimy gdzieś bez sensu, no chyba, że czytamy opisy przedmiotów, które to naprowadzają nas na kolejne zadania. Opisy te są naprawdę zajebiste i pokazują pomysłowość twórców. Cała przygoda stworzona jest w 3D, a my zwiedzamy lokacje, patrząc na wszystko oczami pierwszej osoby. Większość zadań jest dość prosta i stworzona została tylko po to, abyśmy poznali całą historię z gadającą kukurydzą w tle. I chociaż dowcipy nie są wyrafinowane, a czasem nawet bym powiedział rynsztokowe, to całość jest zjadliwa. Tyle, że gadający misiek, inteligentna kukurydza i ten cały humor to trochę za mało, aby gra urywała tyłek. Jest sympatycznie, można się zaśmiać, ale na pewno gracze będą narzekać na cenę tej gry i jej stosunek do długości przygody. „Maize” można bowiem ukończyć dosłownie w 2-3 godziny, a po jej przejściu nie mamy już nic do roboty i po prostu odinstalowujemy tytuł z dysku, więcej do niego nie wracając. Ktoś może powiedzieć, że tak jest z każdą przygodówką, co nie do końca jest prawdą, gdyż do „Dnia Macki” wracałem kilka razy, podobnie jak do „Phantasmagorii”.

No cóż, „Maize” tyłka nie rwie, ale też nie jest produkcją tragiczną. Osoby, które lubią gry przygodowe, na pewno się skuszą, szczególnie, że osiągnięcia padają tutaj same.

Tagi: Maize – recenzja, recenzje gier, gry recenzje, blog marudzenie, marudzenie, blog popkulturowy, blog recenzencki