Początki (prawie) wszystkiego - recenzja

Początki (prawie) wszystkiego – recenzja

Niebo letnie znam aż za dobrze. Za dobrze, naprawdę, bo ciągnę takim nerdem, takim geekiem, że brakuje mi tylko plastra na okularach. Ale odkąd zainteresowałam się tym wszystkim nad nami, to nie dość, że mam wrażenie, że całe to ziemskie życie to straszna nuda, to jeszcze – i naprawdę – aż trudno mi się do tego publicznie przyznać, widzę w tej całej fizyce i astronomii wiele aspektów romantycznych.

Bo ja się tu miotam, a te gwiazdy już dawno wiedzą, że to wszystko, to nic.

Moja „fizyka” w szkole, to był dramat. Ja do dziś nie wiem, co oznacza W, a co V. Ale od kilku lat mocno kiełkuje we mnie ogromna potrzeba douczenia się. Oczywiście, znając swoje możliwości i umysł bardziej humanistyczny, niż ścisły, zaczęłam – dosłownie – od książek dla dzieci. Trochę się przejaśniło.

Naturalnym krokiem, zbliżającym mnie w stronę kosmosu, był Hawking. Dwie noce spędziłam w łóżku z książką „Początki (prawie) wszystkiego”. Kolejna pozycja popularno-naukowa, która tak perfekcyjnie psuje głowę!

Bo jak inaczej napisać o książce, która próbuje połączyć wszystko, co co tak ważne dla człowieka. Penicylina, dinozaury, superglue i seks. Gorące posiłki, mikrofalówki, a od tego już prosta droga do kosmicznej technologii. Wszystko ma swój początek. Niewinne spotkanie może okazać się tym, które wywróci Twoje życie do góry nogami. Dorzucenie jednego składnika do zupy może sprawić, że stworzy się idealne danie. Bycie w złym miejscu o złym czasie może być początkiem końca. Życia.

Skąd się wzięliśmy i od czego się to wszystko zaczęło?
Sześć rozdziałów. Wszechświat, czyli czy Wielki Wybuch, czy wielkie odbicie? Nasza planeta, czyli jak to się stało, że ta trzecia skała od słońca, to nasz dom… na jeszcze jakiś czas. Życie – kiedy się zaczęło. Cywilizacja – od pieniędzy, ciepłych posiłków i udomawianie zwierząt, przez bogów i upijania się, po grzebanie zmarłych. Wiedza poświecona jest ewolucji od nabycia umiejętności pisania i odkrycia cyfry zero, po kota – wiecie którego. No i wynalazki. Odkrycie koła zapoczątkowało wszystko. A potem już prostooooo do gwiazd.

Zabawna, ale i mądra. Ciekawa i mocno otwierająca oczy. Taka jest ta książka.

Tagi: Początki (prawie) wszystkiego – recenzja, książki recenzja, recenzje książek, marudzenie, blog popkulturowy, blog marudzenie, blog recenzencki