ONA:

Spider-man nigdy nie należał do grona moich ulubionych superbohaterów. Zdecydowanie szukam innych cech o tego typu postaci, a Człowiek Pająk nigdy ich nie miał. A Tobey Maguire zrobił mu jeszcze większą krzywdę. Wydawać by się mogło, że już nie ma szans, bym zmieniła zdanie na temat tego bohatera. Wtem!

W 2012 roku na ekrany kin weszła „nowa” wersja przygód Pająka. Odświeżony bohater, na miarę współczesnych realiów, okazał się rewelacyjny. Zmiana twórców i obsady zrobiła tej postaci naprawdę dobrze, a sam Andrew Garfield okazał się rewelacyjny w tym lateksowym wdzianku. Zachwycona byłam tym liftem, który wyszedł spod ręki Marca Webba. Trudno więc się dziwić, że na drugą część przygód Pająka czekałam z wypiekami na twarzy. I co?

Miałam dziwne wrażenie, że twórcy za wszelką cenę chcieli upchać wszystko, co tylko się dało, w jednym, 100 minutowym filmie. Nie tędy droga! Peter Parker właśnie skończył liceum. Ma dziewczynę, którą kocha i bardzo wkręcił się w to całe ratowanie świata, przy pomocy swoich umiejętności, które ma odkąd dziabnął go pająk. I teraz po kolei: chcąc uchronić Gwen przed całym złem, postanawia z nią zerwać. Przeżywa też kryzys „zawodowy”, jak to każdy superbohater, bo nie wszyscy kwiczą, kiedy on ratuje miasto. Do tego ma „mały” problem z ciocią, która coś ukrywa – coś, co związane jest z jego rodzicami. No i do miasta wraca Harry Osborn, który po śmierci ojca ma stanąć na czele OsCorp. Ale to wszystko pikuś! Te wszystkie wątki poplączą się do granic przyzwoitości, pojawi się jeszcze jeden, duży problem, a Peter będzie musiał wreszcie na coś/kogoś postawić. Oczywiście w tle mamy mnóstwo spektakularnej akcji, wiele typowych dla nastolatków wynaturzeń emocjonalnych, no i dużo gadki. Właściwie powinnam napisać „dużo zbędnej gadki”.

Moim zdaiem sequel przygód Petera Parkera, który wyszedł spod ręki Webba, ma jeden problem. To taka trochę furtka pod kolejne części, bo to, że one powstaną, to nie mam żadnych wątpliwości. Jest tu dużo wątków i są one poprowadzone tak, by nic w przyszłości ich nie ograniczało. Mam wrażenie, że nic tu nie jest w 100% skończone. Ale nie można odmawiać tej produkcji tego, że jest fajna. Na moje oko jest ona skierowana do nieco młodszego widza, niż ja, ale i tak bawiłam się całkiem znośnie. Jest tu trochę gimnazjalno-rubasznego humoru, ciut intrygującej akcji i przede wszystkim mnóstwo świetnych efektów, które są po prostu przepiękne. Mamy tu „jakiś” bohaterów i nawet ci drugoplanowi są istotni i charakterni.

Pierwsza część dużo bardziej mi się podobała, ale druga nie jest najgorsza. Dla mnie Spider-man Webba jest zdecydowanie lepszy, chociaż trochę bałaganiarski.

ON:

Gdy opisywaliśmy „Niesamowitego Spider-mana”, który pojawił się w kinach w 2012 roku, wyraziliśmy się bardzo pochlebnie o tym dziele. Wszystko dlatego, że ten film odświeżył postać Człowieka-pająka. Piter przestał być ciapowatym chłopcem, a stał się trochę „znerdziałym” nastolatkiem, który musi poradzić sobie ze związkiem, ugryzieniem przez pająka i wrogami, którzy zagrażają jemu i jego rodzinie.

Trzeba było czekać około dwóch lat na kontynuację tejże historii i niestety, otrzymaliśmy coś, co zupełnie nie przypomina poprzedniej opowieści. Produkcja ze stajni Sony przypomina słodką i przegadaną papkę, niż historię chłopaka ugryzionego przez pająka.

Zdarzenia z poprzedniej części odeszły w zapomnienie. Spider stał się emocjonalnym wrakiem, cały film trwa ponad dwie godziny i jest przegadany, a głównym przeciwnikiem jest błękitny „electro” zagrany przez J. Foxxa. Gdy tak śledzimy tą opowieść z upływem czasu zdajemy sobie sprawę z tego, jak bardzo zjebana jest ta opowieść.

Głównym problemem drugiego „Niesamowitego Człowieka-Pająka” jest jego długość.Opowieść ciągnie się ponad dwie godziny i dwadzieścia minut. Przez ten czas można skisnąć z nudów. Całe dzieło jest przegadane, a główny złoczyńca to osoba, która wygląda jak elektryczny węgorz, który ma zły dzień. Nie mogę oprzeć się wrażeniu, że dzieło to, stworzone jest pod nastoletnich pryszczatych trzepaczy, którzy kochają nowego „spajdera”.

Tak naprawdę dzieło to kończy się w miejscu, którym zakończyła się pierwsza opowieść. „Spajdi” spotyka się z Gwen, ale obietnica, jaką złożył jej ojcu, skutecznie odciąga go od randek. Wszystko dlatego, że w każdym rogu widzi on zmarłego policjanta. Nadchodzi taki dzień, w którym Peter podejmuje decyzję i postanawia zerwać ze swoją miłością. Mija jakiś czas, ale uczucia nie pozwalają im działać racjonalnie. Czas,  jaki spędzili razem i tajemnica, którą wspólnie ukrywali. doprowadziła do sytuacji, w której dotychczasowe uczucie przeradza się w wyjątkową przyjaźń. Międzyczasie Peter dowiaduje się o śmierci starego Osborna. Postanawia więc spotkać się z jego synem i przeprosić za w to, co wydarzyło się do tej pory.

Niestety, pierwsze koty za płoty stają się wielkim rozczarowaniem, Spider-manowi daleko do produkcji pokroju „Iron Mana”.  Nie jest tak dlatego, że brak mu odpowiedniej ścieżki, ale dlatego, że daleko mu do tego co znamy z innych historii. Mogło być naprawdę nieźle, a wyszło jak zwykle.