ONA:

Nie mam zbyt wielu filmów, do których wracam. Jeśli już to robię, to po prostu to któryś z moich perełek, filmów z gatunku „świetny i święty”. Ale coś mnie tknęło i w ciągu 2 wieczorów, pod jazdę na rowerze stacjonarnym, odpaliłam produkcje, które już widziałam i które nie zrobiły na mnie jakiegoś ogromnego wow. A jednak, podświadomie po nie sięgnęłam. I dziś będzie o filmie, który przy drugim oglądaniu zrobił na mnie większe wrażenie. A jutro o produkcji, która przy kolejnym seansie, z całkiem spektakularnego gniotka, okazała się po prostu gniotkiem. Zatem dziś – „Lot 93”.

Nigdy nie zapomnę tego dnia, kiedy miały miejsce zamachy terrorystyczne w USA. Przyniosłam tacie obiad i jak stanęłam, tak zostałam. Z talerzem w rękach, z rozdziawiona gębą, z narastającym przerażeniem. Miałam całe 15 lat i nic mnie tak nie przerażało, jak widmo wojny. Wtedy po raz pierwszy zdałam sobie sprawę z tego, że pokój na świecie to super krucha materia. Gdy dawno temu obejrzałam „Lot 93”, podeszłam do niego po prostu źle. Spodziewałam się super hollywoodzkiej produkcji, a tymczasem Paul Greengrass zaserwował mi dzieło, o którym można powiedzieć wszystko, poza tym, że jest spektakularne. Naoglądałam się tych wszystkich filmów akcji, czy sensacji, więc wszystko, co ma w sobie emocje, jest dla mnie po prostu nudne. Emocje z akcją – prędzej. Wszystko inne – ziew. W filmie „Lot 93” nie ma wielkich nazwisk. Nie ma wartkiej akcji. Jest spory patos i właściwie dziwnie oglądać dzieło, z którego wręcz wylewa się bohaterski patriotyzm, a nie ma w nim kosmonautów, obcych i całej reszty, którą pokochałam w filmach typu „Dzień niepodległości”. Tu bohaterami są zwykli ludzie. Do tego ludzie, którzy naprawdę żyli. Matki, ojcowie, córki, synowie, koledzy, koleżanki. Młodsi, z całym życiem przed sobą i starsi, pragnący spokoju, odpoczynku.

Film „Lot 93” to pewnego rodzaju interpretacja wydarzeń, które miały miejsce 11 września 2001 roku. Jak było naprawdę? Wątpię, że dokumenty z tego dnia, ujrzą światło dzienne w ciągu naszego życia. Ale dla mnie mimo wielu niedociągnięć, to dzieło jest wstrząsające, wręcz przygniatające emocjami. Bardzo się cieszę, że po latach w tym „słabym filmidle” znalazłam wiele dobrego.

ON:

To już 14 lat minęło od momentu, kiedy dwa samoloty uderzyły w budynki WTC. Ta ogromna tragedia postawiła na nogi cały „Zachodni Świat”. Okazało się, że zło jest bliżej, niż się nam wydaje, że wróg może przebywać pomiędzy nami i nie zawaha się użyć wszystkich możliwych narzędzi, by wyrządzić nam krzywdę. Wszystko tylko dlatego, że nasz bóg jest inny niż ich. Zabijając człowieka Zachodu zapomnieli o jednej rzeczy. W naszych żyłach płynie taka sama krew!

Wiele lat po tych wydarzeniach Paul Greengrass stworzył dzieło, które cichaczem prześlizgnęło się przez kinowe sale i wylądowało na półkach z tanim DVD. Mowa o „Locie 93”, który jest filmem wyjątkowym. Wszystko dlatego, że pomieszana jest tutaj fikcja, z niewielką ilością faktów, które udało się uzbierać po tragediach z 9.11. Sama historia skupia się na United Airlines Flight 93. To samolot, który startuje na około 30 minut, przed pierwszym uderzeniem w wieże WTC. Na jego pokładzie znajduje się 33 pasażerów, obsługa, piloci oraz trzech Sudańczyków i jeden Libańczyk. Ci ostatni okazują się być terrorystami, którzy mają jeden cel. Nie sądzili jednak, że trafią na grupę osób, które nie będą miały zamiaru oddać życia w łatwy sposób.

Paul Greengrass postanowił, że nie będzie angażował do tej historii osób z pierwszych stron gazet. Nie ma tu celebrytów, nie będzie efektów specjalnych i nadmiernego patosu. Reżyser postanowił zebrać maksymalną ilość danych o tym locie. Dotarł do materiałów telewizyjnych, skontaktował się z rodzinami osób, które oddały swoje życie, aby walczyć o życie innych. Tak naprawdę to, co wyszło spod jego ręki, jest tylko jedną z wielu wersji wydarzeń. Bo co wydarzyło się naprawdę, jest tajemnica zabraną przez pasażerów do grobu.

Jestem pod ogromny wrażeniem ludzkiego bohaterstwa i siły, jaką w sobie mieli pasażerowie, by przeciwstawić się uzbrojonym napastnikom. Nikt tak naprawdę nie wie ile mamy w sobie siły do czasu, gdy nie staniemy w oko w oko z zagrożeniem. Greengrass nie gloryfikował poszczególnych osób, ale pokazał zgranie całej grupy, która postanowiła się przeciwstawić agresorom. Spotkania z rodzinami zmarłych pomogły mu stworzyć postacie autentyczne, które „zagrały się” same.

„Lot 93” to naprawdę dobry, wzruszający i surowy film o ludziach i ich wewnętrznej sile, która pcha nas do działania. Warto zobaczyć.