ONA:
Chyba mam jakąś fazę na obyczaje. One przestały być trywialne i nudne, a zaczęły opowiadać o zwykłych ludziach, dzięki czemu można się z nimi identyfikować, można zauważać w nich pewne osobiste analogie, można nieco inaczej spoglądać na własne życie, widząc jak bohaterowie mierzą się ze swoimi kłopotami i troskami. Ciągle to będę powtarzać: ludzkie życie jest materiałem szalenie inspirującym i wartościowym. A kino obyczajowe wdzięcznie podejmuje tego typu tematy.
Dziś – znowu obyczaj. Bardzo subtelny, snujący się swoim tempem, uroczy i ciepły. Nathan to chłopiec „dziwny”. Ma swój świat, wypełniony liczbami, w którym szuka schematu, wzoru, dowodu. Nie ma tu zbyt wiele miejsca na uczucia i empatię. Nie ma miejsca na typowo nastoletnie zachowania. Nie ma miejsca nawet dla mamy, która wychowuje go samotnie, po śmierci ojca. Nie ma tu dotyku, przytulenia, zabawy. Tak, Nathan to młodzieniec dotknięty autyzmem…
Widząc ogromny potencjał swojego syna, Julie wysyła go do szkoły z indywidualnym tokiem nauczania, gdzie Nathan poznał swojego nauczyciela – Humphreysa, który również był genialnym dzieckiem matematyki. Ich wspólnym celem jest olimpiada, do której Nathan dzielnie się przygotowywał. Film jest zapiskiem tego, jak młody matematyk wraz z innymi, potężnymi umysłami, startuje w zawodach. Jest tu też wątek poświęcony dojrzewaniu, mamy sporo informacji o tym, jak Nathan żyje ze swoją chorobą. Jest tu też ogromne świadectwo kochającej matki, która robi wszystko, by dziecku było jak najlepiej. Sporo kwestii jest tu poruszonych w bardzo delikatny sposób, ale finalnie film robi wrażenie.
Polecam szczególnie osobom, które potrzebują filmowego kocyka, którym otulą się w złych chwilach. Nie jest nudny, bo sporo się tu dzieje – jak na obyczaj. To jeden z tych dzieł, w którym kibicujemy bohaterom. Nie tylko głównemu. To film, który pozwala się pochylić nad pewnymi wartościami, który otwiera oczy, który sprawia, że chcesz się przytulić. Nie wzrusza, to nie taki rodzaj kina. Ale porusza. Dogłębnie. Takie kino jest bardzo ważne, gdy walczy się ze samym sobą. Ten film opowiada o przekraczaniu własnych barier. Każdych. Każdy krok poza nie, jest ważny. Co prawda bywa trudny i czasami brak nam odwagi, ale… warto.
ON:
Paula ma niesamowitą umiejętność wyszukiwania bardzo ciepłych filmów obyczajowych. Za każdym razem jest podobnie, do seansu podchodzę sceptycznie, a gdy jest już po wszystkim – zdaję sobie sprawę z tego, że film bardzo mi się podobał. Wszystko dlatego, że Paulina wybiera filmy inne, nietuzinkowe, które nie męczą. Podobnie jest z bardzo spokojnym „X+Y” w reżyserii Morgana Matthewsa.
Nathan już jako dziecko wydawał się być inny, niż jego rówieśnicy. Zaburzenia, które zdiagnozował lekarz, nie okazały się zabójcze, ale na pewno bardzo utrudnią mu życie, jeśli nie teraz – to w przyszłości. Dzieciak dość szybko jedne braki nadgania drugimi. Okazuje się, że młody Nathan łyka matematykę w każdej możliwej konfiguracji. Wychowująca go samotnie matka zapisała swojego kilkuletniego syna na indywidualne nauczanie matematyki. Młodego geniusza bierze pod swoje skrzydła styrany życiem i znudzony codziennością nauczyciel – Humphreys. Mężczyzna postanawia uczyć młodzieńca takimi sposobami, które podniosą jego wiedzę i przygotują go do międzynarodowego konkursu matematycznego. Mija jakiś czas, Nathan podrasta, ale nadal nie potrafi poradzić sobie z przeszłością. Będąc świadkiem śmierci ojca nie może wymazać tego obrazu ze swojej głowy. Aby tego było mało, jest on jednostką bardzo ciężką do współżycia. Chłopak uwielbia „wzory”, to one go uspokajają, pomagają mu przejść przez codzienne obowiązki. Właśnie dlatego matematyka jest dla niego taka ważna. Nie dość, że pozwala mu się spełnić, to jeszcze pełni rolę panaceum na całe zło. Mija kilka lat. Nathan podrasta i pisze swój pierwszy test. Od niego będzie zależało czy uda mu się wyjechać Tailandii, gdzie przez dwa tygodnie będzie, wraz z innymi „cudownymi dziećmi” będzie miał szansę stać się jednym z sześciu zawodników, którzy będą reprezentować Wielką Brytanię w międzynarodowym konkursie. To jego pierwszy wyjazd z dala od domu i na dodatek wśród obcych ludzi. Podczas tego wyjazdu pozna młodą Chinkę Zhang Mei, co wywróci jeszcze bardziej jego dotychczasowe życie.
Tak naprawdę „X+Y” jest opowieścią o miłości i szukaniu swojego miejsca na ziemi. Wszystko w akompaniamencie matematycznych wzorów. Całe szczęście matma jest tutaj tylko swoistym tłem, które nadaje egzotyczności całemu obrazowi. Naprawdę warto.