ONA:
Jakbym mogła wybrać tylko dwa gatunki filmowe, które potrafiłabym oglądać do końca życia, nie miałabym z tym najmniejszego problemu. Oczywiście byłyby to sensacje typu „Die hard” albo produkcje, w których występuje J. Statham, a drugim rodzajem filmów byłyby to filmy szpiegowskie – zaczynając od Bondów, Bourne’ów, po dzieło, które dziś zrecenzujemy.
Kiedy gruchnęła wiadomość, że Philip Seymour Hoffman nie żyje, byłam totalnie załamana. Że jak to? Dlaczego? Przecież z niego był taki dobry, tak bardzo charakterny aktor. I nie zależnie, czy grał przygłupiego kolesia z „Twistera”, czy Trumana Capote – był rewelacyjny. Prędzej czy później przyszedłby czas, w którym powinniśmy się zmierzyć z jego ostatnią kreacją. I nie żałuję ani jednej chwili, którą poświęciłam na „Bardzo poszukiwanego człowieka”. To dzieło potwierdza jak dobrym, jak wszechstronnym aktorem był Hoffman i jednocześnie sprawia, że zaczyna do nas dochodzić, że nikt tej luki po nim nie wypełni…
Z filmami szpiegowskimi jest tak, że albo mamy sensacyjną sieczkę, pościgi, wystrzały i lanie się po mordach, albo bawimy się w „operację”, w analizy, w podsłuchy, łączenie punktów, by zrozumieć całość. Jednymi z najlepszych przykładów takiego dociekliwego, obserwacyjnego kina, są „Operacja Argo” i „Szpieg”. Tu akcji było niezbyt wiele, a jednak i tak siedzisz wpatrzony w ekran, oddychasz płytko i jesteś mega wciągnięty w fabułę. Tak też było i tym razem. Cała historia dzieje się w Hamburgu (plus, że nie w USA) i oczywiście dotyczy bombowych chłopaków modlących się do Allaha. W mieście pojawił się nowy problem – nazywa się Issa Karpov i wg wywiadu ma niezbyt szlachetne cele. Czeczen z szemraną przeszłością, który przeszedł na muzułmanizm i który za wszelką cenę chce skontaktować się z bankowcem, Tommy’m Brue (Willem Dafoe). Sprawa śmierdzi i to na kilometry. Osoba, która chce za wszelką cenę rozwiązać tę zagadkę, jest Gunther Bachmann (Philip Seymour Hoffman). Jego zdaniem Karpov to tylko płotka, przynęta, za pomocą której można złapać naprawdę grubą rybę, która autentycznie zagraża bezpieczeństwu. Oczywiście jego koledzy z pracy twierdzą, że najlepiej od razu złapać Czeczena, ale ten się upiera przy swoim. Przy pomocy swoich kontaktów oraz bardzo wnikliwego planu, chce zakończyć tę układankę. Do tej całej kołomyi dołącza ambitna pani prawniczka – Annabel Richter (Rachel McAdams) i pewien wpływowy Arab, który niby jest bardzo fair, bardzo pokojowo nastawiony do świata, a Bachmann ma solidne przypuszczenia, że pod swoją nieskazitelną i niezszarganą opinią czai się mnóstwo gówna.
„Bardzo poszukiwany człowiek” to kawał rewelacyjnego filmu. Dla analitycznych umysłów to jest pozycja obowiązkowa, podczas oglądania której mózg będzie miał wzwód. Poważnie. Jest to produkcja zaskakująca, drobiazgowa i bardzo ciekawie opowiadająca o kulisach wywiadu. Fabuła wciąga i to jest chyba największa zaleta tego dzieła. Do tego mamy świetną obsadę, co prawda poza McAdams, której nie lubię ot tak, ale nawet ona nie jest w stanie zepsuć tak dobrego filmu. Tu wszystko się zgadza, wszystko jest na miejscu. Plus finał jest mocny.
Ja polecam. Nie tylko ze względu na pamięć Hoffmana, ale przede wszystkim dlatego, że to kawał fajnego filmu.
ON:
Filmy szpiegowskie dzielą się na dwa rodzaje: te przepełnione akcją i te pokazujące pracę wywiadu od drugiej strony, tej analitycznej. Idealnym połączeniem obu był komiks „Queen&Country”, za którym stoi Greg Rucka. Czarno-biała opowieść idealnie balansowała pomiędzy akcjami w terenie, a analityką, która odbywała się w biurach. Nie było chyba drugiego, tak dobrego dzieła. No może poza „Whiteout”, ale to także praca tego samego artysty.
Jesteśmy po seansie „A Most Wanted Man”. Muszę powiedzieć, że jestem pozytywnie zaskoczony. Pomimo braku akcji, jest to szpiegowska historia na naprawdę wysokim poziomie. Dodatkowo warto zwrócić uwagę na to dzieło z jeszcze jednego powodu. To ostatni film, w którym zagrał Philip Seymour Hoffman, aktor, który często przechodził obok i nawet nie zwróciliśmy na niego uwagi, a przecież pojawił się w wielu wybitnych rolach, na długo pozostających w pamięci. Jeśli chcecie zobaczyć jego wielkość polecam „Capote”.
Wracając do historii opowiedzianej w „A Most Wanted Man”. Muszę Was ostrzec: jest to opowieść ciągnąca się jak flaki z olejem. Tyle, że są to przednie flaki. To przede wszystkim film o analizie wywiadowczej oraz o walce kolejnych komórek szpiegowskich. Każda z nich w zwalczaniu terroryzmu ma swoje priorytety i niestety, ciężko jest wybić się ponad innych. Musisz przygotować się na to, że Twoja decyzja będzie podważana, a akcja sabotowana. Oddział z Hamburga będzie chciał załatwić sprawę polubownie, a Berlin przypieprzy z grubej rury. „Bardzo poszukiwany człowiek” pokazuje, jak maleńkimi trybikami jesteśmy, jak wiele rzeczy jest od nas niezależnych.
Do Hamburga przybywa niejaki Issa Karpov, Czeczen, podejrzany o współpracę z islamistami. Przybywa do miasta wykończony i pozbawiony wsparcia. Ma przy sobie pewien list, mający dać mu dostęp do małej fortuny zdeponowanej w prywatnym banku. Na pomoc zagubionemu przychodzi młoda prawniczka, idealista, która bardziej niż bezpieczeństwo narodowe stawia dobro jednostki, nawet tej podejrzanej o terroryzm. Oczywiście przybycie zarośniętego i wychudzonego mężczyzny nie uchodzi uwadze lokalnego wywiadu, który szybko zaczyna realizować plan działania.
W „A Most Wanted Man” nie zobaczycie ani jednego strzału z pistoletu, nie będzie żadnego większego mordobicia. Tutaj poznacie sztukę analizy. Ten film to godziny spędzone przy komputerach, na rozmowach i podczas przeglądania zdjęć. To także przekonywanie przełożonych do wydania pozwolenia na kolejne aresztowanie lub prowokacje. Jeśli zdecydujecie się na seans. To przygotujcie się raczej na opowieść w stylu „Szpiega” w reżyserii Tomasa Alfredsona. Pomimo spokojnej narracji warto się zapoznać z tym dziełem.