ON:
Każdy z nas, tych starszych, ma za sobą okres buntu, szukania swojej drogi i sposobu na życie. Każdy z nas przekopywał się przez kolejne sterty płyt i szukał muzycznej drogi. U mnie było podobnie. Słuchałem Phila Collinsa, którego wrzucam do czytnika nawet teraz, słuchałem progresywnych dźwięków, słuchałem metalu i punka. Ostra mieszanka dźwięków pozwoliła mi na dotarcie do miejsca, w którym jestem teraz. Pamiętam czasy ostrego buntu, kiedy to Brygada Kryzys, The Bill, czy też niejaki Włochaty najczęściej gościły w moim magnetofonie. Garażówa nagrana w garażowych studiach brzmiała wtedy jeszcze bardziej „niezależnie”. Dziki bunt juz dawno za mną, jednak nie przeszkadza to w moim dalszym eksperymentowaniu z muzyką. Dziś o garażówie, która jest tak naprawdę muzyką podwórkową.
Antena Krzyku to bardzo specyficzna wytwórnia, bowiem spod jej skrzydeł wychodzą na świat dźwięki różnorakie. Kiedyś pisałem o The Feral Trees z niesamowitą Moriah Woods „na wokalu”. Dziś będzie o Hańbie! – projekcie, który wywraca muzykę do góry nogami. Dlaczego? Bo mamy tutaj do czynienia z punkiem okresu dwudziestolecia międzywojennego. Wiem, że brzmi to przewrotnie, ale właśnie taka jest „Hańba!”
Muzyka pełna buntu nie musi być przepełniona gitarowymi dźwiękami, naparzaniem w perkusję, trzaskiem instrumentów. Muzycy z Krakowa pokazali, że werbel, bajo, akordeon, tuba czy klarnet są wystarczająco mocne, aby muzycznie zaciekawić i jeszcze rozprawić się z ciemiężycielami i ignorantami. Mówią o nich “zbuntowana kapela podwórkowa”. Czym tak naprawdę jest „Hańba!”? Przemyślaną, opartą na tekstach między innymi Brzechwy, Tuwima, czy Szymańskiego. Jad i złość, bunt wylewa się z głośników. Andrzej Zamenhof wyśpiewuje wszystko w sposób sensowny i zabawny. Bo jak najlepiej dowalić systemowi? Wyśmiać go, w sposób inteligentny i dosadny. Piękne jest to, że teksty, które pojawiają się w piosenkach, są nadal aktualne. Taki jest „Korporańcki”, czy też „Budżet”. „Żandarm” to przykład na to, że poezja śpiewana to nie tylko znany Krakowiak – Grzegorz T. Jednakże poezja w wykonaniu Hańby! jest wyśpiewana w akompaniamencie karabinu maszynowego, strzelającego dźwiękami wcześniej wspomnianych instrumentów. Nie ma podwójnej stopy nie ma gitary, a i tak jest cholernie skocznie, ostro, czasem przaśnie i co najważniejsze – tanecznie. Powiem Wam tak: do tego można pogować, poważnie.
Muszę przyznać, że pierwszy odsłuch był dla mnie dość dużym zaskoczeniem. Nie spodziewałem się tego, że przebrnę przez ten książek. Bałem się, że z racji swojego wieku nie łyknę już tego punkowego klimatu. Tyle że klarnet, harmonia jakoś to wszystko łagodzą. Hańbę! naprawdę dobrze się słucha. To muza, która świetnie sprawdzi się w ciemnym pubie, w wypełnionym dymem pomieszczeniu, gdzie nie siedzą Ci, którzy przy piwie i papierosie chcą oderwać się od pierdolnika, który znajduje się na zewnątrz.
Jakby nie patrzeć Hańba! to nadal punkowe granie ze wszystkimi ideałami tego nurtu, tyle że czerwone spodnie i czuby zamieniono na grube koszule, krochmalone w wielkich baniakach, na szelki i kaszkiety. Hańba! to muzyka ulicy, muzyka ludu, muzyka tych, którzy chcą zmian. Wiecie już wszystko, a teraz krzyczmy Hańba!
Płytę kupicie bezpośrednio od Anteny Krzyku.